Rozdział 2
Obudziłam
się w pomieszczeniu o szarych ścianach, bez okien i o skromnym wystroju.
Siedziałam w miękkim , czerwonym fotelu. Obok stało takie same, a na wprost
sofa. Czerwona tkanina dodawała szykowności. Drewniany stół znajdował się
przede mną, a na nim stała lampa o żółtym, ciepłym świetle. Zadawałam sobie w
głowie jedno pytanie. Czemu nie uciekam? Nie byłam przywiązana, niedaleko
znajdowały się drzwi, może otwarte i chociaż czułam jedynie lekkie otumanienie
i sztywność karku nie miałam odwagi wstać.
Na początku nie zauważyłam mężczyzny, który wpatrywał się w przestrzeń. Mój oddech z lekka przyspieszył. Facet musiał być moim porywaczem. Ale dlaczego nie byłam związana? Dlaczego leżałam w tak miękkim meblu? Dopiero po chwili zorientowałam się, iż chłopak był młody. Miał mniej niż dwadzieścia lat, jego rysy twarzy były łagodne, ale mięśnie wskazywały, na lata treningów. Czekałam aż szatyn się odezwie, ale on tylko wędrował wzrokiem po pokoju, jakby znudzony całym tym zdarzeniem. Czekał na coś. Może na to że się odezwę? Moje przemyślenia przerwało jednak otwieranie drzwi. Czyli jednak były otwarte! Tylko że zanim zdążyłabym wyjść, mięśniak by mnie obezwładnił. Nie miałam szans.
W drzwiach stanął mężczyzna, pod pięćdziesiątkę. Jego włosy zaczęły już siwieć, a twarz zdobiły plątaniny zmarszczek. Stał dumnie wyprostowany. Wmaszerował do pomieszczenia żwawym krokiem i uśmiechem na twarzy. Wyglądał jak dobry dziadek, który zabiera w zimę na łyżwy i czyta książki wieczorami razem z tobą na dobrano.
-Witam Cię panno Rosset oraz pana, panie Davidzie. Cieszę się, że misja przebiegła bez komplikacji.-ukłonił się, a z jego twarzy nie schodził serdeczny uśmiech. -Mam nadzieję, że nie ucierpiała pani zbytnio podczas podróży. Ah, gdzie moje maniery! Nazywam się Froch i jestem szefem głównej siedziby OPL, w której właśnie się znajdujemy. Pan Carter będzie od dzisiaj pni przełożonym, zapozna cię z ekipą oraz wszelkimi procedurami. Mam nadzieję, że miło spędzi tutaj pani czas. Pytania?
Myślałam że nie wykrztuszę z siebie słowa. Froch, czy jak mu tam było, mówił tak beztrosko, jakby to była rutyna, a to że porwali mnie spod sklepu, w biały dzień nie było niczym dziwnym. Nie mogłam jednak ominąć takiej możliwości, aby się trochę dowiedzieć. Wydukałam z siebie parę krótkich zdań:
-Co to jest? Kim wy jesteście? Dlaczego? Po co?!
-Organizacja Pomagająca Ludziom, jesteśmy specjalnymi agentami.-odparł łagodnie starszy z facetów
-Dlaczego tu jestem?
-Twoi rodzice nie żyją, jako że jesteśmy zobowiązani zaopiekować się potomkiem z rodziny agentów, kiedy znajdzie się w takiej sytuacji jak ty. Zazwyczaj takie osoby mają od dziecka rozpoczęte szkolenie, jednak w twojej sytuacji, wygląda to trochę inaczej.
-Moi rodzice nie…
-Ale twoja babka owszem i wszystkie pokolenia przed nią również. Twoja matka była… inna. Jesteś tutaj aby się szkolić, przynajmniej przez najbliższe parę miesięcy, potem wybierzesz. Davidzie, spieszę się na spotkanie. Zajmij się panną Rosset.
Dziadek jak szybko się pojawił, tak też zniknął. Miałam nadzieję, ogromną nadzieję, że śnię, a to kolejny wymysł mojego mózgu. Chłopak stał wyczekując. Zapomniałam na moment o tym co mnie otacza, nie byłam pewna czy coś do mnie mówił, ale chyba powinnam wstać.
-Idziesz? – zapytał. Miał przyjemny głos. Nie wiem jak go opisać, ale był czarujący. Delikatny i mocny zarazem, jakby umiał go modelować w każdą stronę, tworząc sztukę.
Podniosłam swoje cztery litery i zmusiłam się na lekki uśmiech. Nie wiedziałam, czego mam się spodziewać po chłopaku.
Jechaliśmy windą, szliśmy długimi korytarzami, pięknie zdobionymi. Na każdym piętrze były obrazy, meble, kwiaty i ogólny wystrój. Doszliśmy w pewnym momencie pod pokój 136.
-To jest twoja sypialnia. Moja jest obok.-wskazał na drzwi po lewej, a następnie zapukał.
Po minucie, drzwi otworzyła śliczna blondynka o zielonych oczach. Miała na sobie czarny żakiet, leginsy i koturny w tym samym kolorze. Do tego biała koszulka, złoty masywny naszyjnik i małą torebkę na pasku w kolorze czerni. Wyglądała zniewalająco. Miałam wrażenie że się spieszy. Rozmawiała przez telefon. Powiedziała „Już wychodzę, będę za parę minut, nie denerwuj się! Pa.”, a następnie rozłączyła i spojrzała w naszą stronę.
-David! Masz jakąś ważną sprawę? Trochę się tak jakby śpieszę…
-Julia, pamiętasz że masz od dzisiaj współlokatorkę, prawda? –chłopak uniósł brew.
Chyba dopiero wtedy, dziewczyna zwróciła na mnie uwagę. Jej twarz oblał rumieniec i uśmiechnęła się jeszcze szerzej w moją stronę.
-Tak, oczywiście że pamiętam! Wrócę za jakąś godzinę, rozgość się, wypakuj! Czuj się jak u siebie, no bo będziesz u siebie. Jak chcesz to możesz się przebrać w jakieś moje ciuchy. – zmierzyła mnie spojrzeniem. –Taa… No właśnie. Ja muszę lecieć, bo ktoś mnie zaraz pożre!
Julka, moja nowa współlokatorka, szybkim krokiem ruszyła w stronę windy. Po kilku sekundach zniknęła z pola widzenia. Nagle odezwał się mój towarzysz, o którym tak jakby zapomniałam.
-Monika, poznaj Julkę, Julka, poznaj Monikę. Super! –powiedział bardziej do siebie niż do mnie.
Przeszłam przez próg, a zaraz potem drzwi się za mną zamknęły. „Cudownie, jestem pozostawiona samej sobie.”
Na początku nie zauważyłam mężczyzny, który wpatrywał się w przestrzeń. Mój oddech z lekka przyspieszył. Facet musiał być moim porywaczem. Ale dlaczego nie byłam związana? Dlaczego leżałam w tak miękkim meblu? Dopiero po chwili zorientowałam się, iż chłopak był młody. Miał mniej niż dwadzieścia lat, jego rysy twarzy były łagodne, ale mięśnie wskazywały, na lata treningów. Czekałam aż szatyn się odezwie, ale on tylko wędrował wzrokiem po pokoju, jakby znudzony całym tym zdarzeniem. Czekał na coś. Może na to że się odezwę? Moje przemyślenia przerwało jednak otwieranie drzwi. Czyli jednak były otwarte! Tylko że zanim zdążyłabym wyjść, mięśniak by mnie obezwładnił. Nie miałam szans.
W drzwiach stanął mężczyzna, pod pięćdziesiątkę. Jego włosy zaczęły już siwieć, a twarz zdobiły plątaniny zmarszczek. Stał dumnie wyprostowany. Wmaszerował do pomieszczenia żwawym krokiem i uśmiechem na twarzy. Wyglądał jak dobry dziadek, który zabiera w zimę na łyżwy i czyta książki wieczorami razem z tobą na dobrano.
-Witam Cię panno Rosset oraz pana, panie Davidzie. Cieszę się, że misja przebiegła bez komplikacji.-ukłonił się, a z jego twarzy nie schodził serdeczny uśmiech. -Mam nadzieję, że nie ucierpiała pani zbytnio podczas podróży. Ah, gdzie moje maniery! Nazywam się Froch i jestem szefem głównej siedziby OPL, w której właśnie się znajdujemy. Pan Carter będzie od dzisiaj pni przełożonym, zapozna cię z ekipą oraz wszelkimi procedurami. Mam nadzieję, że miło spędzi tutaj pani czas. Pytania?
Myślałam że nie wykrztuszę z siebie słowa. Froch, czy jak mu tam było, mówił tak beztrosko, jakby to była rutyna, a to że porwali mnie spod sklepu, w biały dzień nie było niczym dziwnym. Nie mogłam jednak ominąć takiej możliwości, aby się trochę dowiedzieć. Wydukałam z siebie parę krótkich zdań:
-Co to jest? Kim wy jesteście? Dlaczego? Po co?!
-Organizacja Pomagająca Ludziom, jesteśmy specjalnymi agentami.-odparł łagodnie starszy z facetów
-Dlaczego tu jestem?
-Twoi rodzice nie żyją, jako że jesteśmy zobowiązani zaopiekować się potomkiem z rodziny agentów, kiedy znajdzie się w takiej sytuacji jak ty. Zazwyczaj takie osoby mają od dziecka rozpoczęte szkolenie, jednak w twojej sytuacji, wygląda to trochę inaczej.
-Moi rodzice nie…
-Ale twoja babka owszem i wszystkie pokolenia przed nią również. Twoja matka była… inna. Jesteś tutaj aby się szkolić, przynajmniej przez najbliższe parę miesięcy, potem wybierzesz. Davidzie, spieszę się na spotkanie. Zajmij się panną Rosset.
Dziadek jak szybko się pojawił, tak też zniknął. Miałam nadzieję, ogromną nadzieję, że śnię, a to kolejny wymysł mojego mózgu. Chłopak stał wyczekując. Zapomniałam na moment o tym co mnie otacza, nie byłam pewna czy coś do mnie mówił, ale chyba powinnam wstać.
-Idziesz? – zapytał. Miał przyjemny głos. Nie wiem jak go opisać, ale był czarujący. Delikatny i mocny zarazem, jakby umiał go modelować w każdą stronę, tworząc sztukę.
Podniosłam swoje cztery litery i zmusiłam się na lekki uśmiech. Nie wiedziałam, czego mam się spodziewać po chłopaku.
Jechaliśmy windą, szliśmy długimi korytarzami, pięknie zdobionymi. Na każdym piętrze były obrazy, meble, kwiaty i ogólny wystrój. Doszliśmy w pewnym momencie pod pokój 136.
-To jest twoja sypialnia. Moja jest obok.-wskazał na drzwi po lewej, a następnie zapukał.
Po minucie, drzwi otworzyła śliczna blondynka o zielonych oczach. Miała na sobie czarny żakiet, leginsy i koturny w tym samym kolorze. Do tego biała koszulka, złoty masywny naszyjnik i małą torebkę na pasku w kolorze czerni. Wyglądała zniewalająco. Miałam wrażenie że się spieszy. Rozmawiała przez telefon. Powiedziała „Już wychodzę, będę za parę minut, nie denerwuj się! Pa.”, a następnie rozłączyła i spojrzała w naszą stronę.
-David! Masz jakąś ważną sprawę? Trochę się tak jakby śpieszę…
-Julia, pamiętasz że masz od dzisiaj współlokatorkę, prawda? –chłopak uniósł brew.
Chyba dopiero wtedy, dziewczyna zwróciła na mnie uwagę. Jej twarz oblał rumieniec i uśmiechnęła się jeszcze szerzej w moją stronę.
-Tak, oczywiście że pamiętam! Wrócę za jakąś godzinę, rozgość się, wypakuj! Czuj się jak u siebie, no bo będziesz u siebie. Jak chcesz to możesz się przebrać w jakieś moje ciuchy. – zmierzyła mnie spojrzeniem. –Taa… No właśnie. Ja muszę lecieć, bo ktoś mnie zaraz pożre!
Julka, moja nowa współlokatorka, szybkim krokiem ruszyła w stronę windy. Po kilku sekundach zniknęła z pola widzenia. Nagle odezwał się mój towarzysz, o którym tak jakby zapomniałam.
-Monika, poznaj Julkę, Julka, poznaj Monikę. Super! –powiedział bardziej do siebie niż do mnie.
Przeszłam przez próg, a zaraz potem drzwi się za mną zamknęły. „Cudownie, jestem pozostawiona samej sobie.”
______________________
Witam was w 2016. Każdy z nas jest już w pewnym sensie o rok starszy, ale czy mądrzejszy? Ja z wielkim zapałem zabieram się w tym roku do wypełniania swoich postanowień w tym; przestać pić pepsi, co będę stopniowo odstawiała oraz być bardziej zorganizowaną. Myślę, że dzięki temu, rozdziały będą się pojawiać szybciej i nie będę kolidowały z moimi planami. Kalendarz autorstwa Reginy Brett zakupiłam, tylko i wyłącznie przez wspaniałe wnętrze. Zapłaciłam 24 zł, więc cena niewygórowana, trochę duży, ale dla wspaniałych kolorowych, inspirujących kartek, WARTO!
Chciałabym, życzyć Wam drodzy czytelnicy wspaniałego roku, wypełnienia wszelkich postanowień, oraz stawiania sobie to nowych wyzwań.
Chciałabym, życzyć Wam drodzy czytelnicy wspaniałego roku, wypełnienia wszelkich postanowień, oraz stawiania sobie to nowych wyzwań.
Mam nadzieję, że rozdział przypadł Wam do gustu, zostawcie po sobie ślad.
Monika.